Halo Halo
5278
BLOG

O co chodzi z tym Gender?

Halo Halo Kultura Obserwuj notkę 57

 

Nie zamierzam tu udowadniać, że ewolucja i kierunek, w którym obecnie zmierza Gender są słuszne/niesłuszne. Nie zamierzam też wykłócać się, czy „proces seksualizacji dwulatków (uczenia ich masturbacji) zmierzający do przygotowania materiału dla pedofilów” – to sprawki Gender, bo i takie dziwolągi są publikowane (Blog: PŁOŃSK.REDAKCJA-PLONSZCZANIN.PL notka:  Ratujmy nasze dzieci przed „za- razą” gender.- Kto za tym stoi?).

 

Pierwotnym założeniem Gender było to, że kultura uczy nas "bycia kobietą lub mężczyzną", niezależnie czy mamy ku temu ochotę, zdolności, predyspozycje, czy nie. Uczy nas stereotypowych ról SPOŁECZNYCH, które uznała za biologicznie naturalne.

Jako przykład przytaczam sławetne Zajęcia Praktyczno Techniczne (ZPT) w szkołach podstawowych od IV do VIII klasy za czasów komuny mojego pokolenia (lata 70-90 te).

Uczniowie byli dzieleni na 2 grupy – dziewcząt i chłopców. Każda grupa miała zajęcia z innym nauczycielem (dziewczynki z panią, chłopcy z panem) i realizowały odmienny program nauczania.

Dziewczynki uczyły się robić na szydełku, na drutach, gotować, wypiekać, szyć, haftować etc. Chłopcy – nie wiem, bo nigdy nie dane było dziewczynkom obejrzeć ich zajęć. Ale z tego co mówili - podobno było to nauczanie fachowych umiejętności tzw. ‘speca złotej rączki’ – czyli przybij gwóźdź, przykręć śrubę, wymień uszczelkę w kranie, oczyść kolanko w zlewie, wymień zamek w drzwiach, etc.

Kiedyś wystawiono prace chłopców na szkolną, korytarzową wystawę. Były to zbudowane przez nich karmiki dla ptaków.

Jeśli chodzi o mnie, to z robienia na szydełku, drutach i haftowania miałam jeszcze jakąś przyjemność. Ale gdy przychodziło gotowanie – moje cierpienie granic nie znało. Eeeeech… to obrzydliwe babranie się w składnikach spożywczych … ble! – lepiąca się do dłoni mąka z jajkiem, przypalające mi się naleśniki, wycinanie form ciasteczek i fajczenie na węgiel w piekarniku, nigdy nie mogąca zakrzepnąć czekolada (choć robiłam wszystko zgodnie z przepisem), niekończące się w czasie krojenie warzyw na sałatkę jarzynową, smród rozchodzących się przypraw do zupy… Boże! To był jakiś horror!

 

I na co mi było to cierpienie? Chyba tylko po to, by zniechęcić mnie do zamążpójścia.

Za mąż poszłam po 30 ste, bo bardzo kulturalna kultura z którą walczy Gender, śmiała się już ze mnie, że jestem starą panną z kotem. No to dla świętego spokoju…

Niezmiernie uradowana, że stanął na mojej drodze facet, który lubił gotować i robił to fantastycznie (Afrykanin, znajomość kuchni afrykańskiej) prędko wzięłam go za męża, żeby mi go inna nie sprzątnęła sprzed nosa.

Dobry był to człowiek. No taki przeciętny, normalny, zwyczajny człowiek. Katolik. Nie pił, nie palił, robotny, cichy, uprzejmy, niekonfliktowy… Niestety nie wzięłam pod uwagę, że RÓŻNICE KULTUROWE mogą wpłynąć na rozwalenie nam małżeństwa. No i po roku rozwiedliśmy się na jednej rozprawie, za obopólną zgodą, bez orzekania o winie, żeby nie prowadzić publicznej wojny. Żadne z nas nie miało ochoty zatriumfować nad drugim.

A jakie to były RÓŻNICE KULTUROWE, co może/musi mężczyzna, a co może/musi kobieta i jaka mordęga była, żeby dostosować się wzajemnie do wyuczonych przez odrębne kultury ról – to materiał w swej obszerności na książkę.

 

No i tak wygląda życie ludzi z tymi kulturami – nie przeczę, że wielu jest z nimi dobrze. Rolami, w które wbija nas kultura. Wyuczonymi pseudo osobowościami, z których niekiedy całe życie wyzwolić się nie potrafimy, by żyć szczęśliwie w zgodzie z samym sobą. Stereotypami, którymi zaszczuwa nas owładnięte nimi społeczeństwo, że np. mały chłopiec sięga po samochodzik, a mała dziewczynka po lalki. No sięga, ale nie jest to regułą.

Od najmłodszych lat nie lubiłam lalek. Jak dostałam w prezencie, to zaraz lalka była pomazana długopisem, powyrywane włosy, ręce, nogi… Kochałam pluszaki – zwierzątka. Kreowałam z nimi cały mój dziecięcy świat. Całe życie chciałam być opiekunem zwierząt. Jako nastolatka spełniałam się niańcząc co pół roku miot za miotem szczeniąt z naszej rodzinnej pseudo chodowli mieszańców agresywnych Tosa Inu z Bokserką. Te diabły wcielone chodziły za mną jak zahipnotyzowane. Nie słuchały rodziców, ani nikogo z dorosłych – tylko mnie. Gdy przypomnę sobie jak je ‘tresowałam’… pseudo tresowałam na dziecięcą intuicję… matko! Że one ze mną wytrzymywały, to jakiś cud ;D! Nie, nigdy nie stosowałam przemocy, ale mękoliłam… do znudzenia. Aż robiły co chciałam.

Nie umiem, nie lubię i nie chcę gotować. Nie miewam ochoty z nikim na seks, choć próbowałam się przełamać do regularnego, małżeńskiego pożycia - odgrywać prawidłowo rolę dobrej żony...

I w oczach naszego kulturowego społeczeństwa jestem dewiantką. Dewiantką, bo żyję sobie teraz sama, szczęśliwie, od nikogo nic nie potrzebuję, a jeszcze z siebie mogę trochę dać drugim. No właśnie… jestem kulturową dewiantką. I z tym podejściem pierwotnie walczył Gender. No ale mnóstwo szajbusów zwęszyło, że można na Gender uprawiać  własne dziwactwa, więc teraz tak się wymieszał groch z kapustą, że nie wiadomo o co chodzi w tym Gender. Pewnie o faszyzm,  komunizm i wojnę pozytronową z Kosmitami. ;D

 

 

Halo
O mnie Halo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura