W moim rządzie minister za administrowanie resortem będzie zarabiał średnią krajową. Ani grosza więcej. Bo co głównie robi minister? Administruje.
Natomiast specjaliści, doradcy ministerialni, będą zatrudniani na umowę o dzieło i będą mieli płacone od wykonanego i zrealizowanego dzieła, czyli projektu do którego stworzenia i przeprowadzenia zostaną powołani.
Płaca będzie procentowa od wartości dzieła. 0,5% od kosztów projektu plus ewentualnie 0,5% od zysków projektu, jeśli specjalista weźmie odpowiedzialność za projekt na więcej lat. Jeśli się zrzeknie odpowiedzialności - procent od zysku przechodzi na następnego odpowiedzialnego.
Nie będzie ujadania, że jakaś urzędnicza idiota nie przeżyje za 6000 zł i potrzebuje podwyżki. Jak nie umie przeżyć za 6 tys, to się do rządzenia nie nadaje. Bo renciści w Polsce muszą przeżyć za 750 zł i jakoś przeżywają. To jest dopiero geniusz!
Hańba kurde, żeby prezydent miał 500 doradców, premier i każdy minister to już w ogóle nie wiadomo po ile i każdy dziób otwiera po jeszcze papu, jak jakiś chronicznie niedożywiony głodomór, którego matka z ojcem głodzili, bo na wódkę kasę upłynniali.
Nic w Polsce jeszcze nie naprawili, wszystko odłogiem leży, zewsząd tylko gadu gadu gadka, obiecanki cacanki, a już wygłodniało towarzystwo. Do baru szybkiej obsługi, nażreć się i z powrotem do roboty! 6000 zł w zupełności wystarczy! A na jachty, wille na Karaibach i kolie brylantowe nie potrzeba! Ojczyźnie się służy, a nie na niej dorabia! Dopiero co Duda w Dzień Policji uświadamiał Policję o służbie. To niech jeszcze swoją żoncię uświadomi.